Wpadłem na wielce oryginalny i absolutnie nigdzie niespotykany pomysł. Jaki? Patrz tytuł. Ubiegły rok był dla mnie prawdziwym kalejdoskopem wydarzeń, w sporej mierze smutnych, jednak wraz z jego zaawansowaniem w czasie coraz weselszych. Blog ma się bardzo dobrze, chociaż teksty prawdopodobnie mogłyby się ukazywać częściej. Stawiam jednak na jakość i dopracowanie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Dzisiaj chcę Wam przypomnieć kilka notek z ubiegłego roku, subiektywnie wybranych jako warte ponownego, a może i wielokrotnego przeczytania.
1. Szkoda, że to Skoda. Felicja.
Estyma, jaką darzę produkty Volkswagena i jego submarek znana jest już bodaj na wszystkich kontynentach. Żeby nie było: to nie są złe samochody. One są po prostu pozbawione finezji i „tego czegoś”, nieuchwytnego pierwiastka, który, jak na przykład ma to miejsce w przypadku Alfy Romeo, zdaje się krzyczeć: „Wsiadaj, na co czekasz?!” W powyższym wpisie przyjrzeliśmy się wspólnie Skodzie Felicji, autu, które oderwało Polaków od „małych fiatów” i Polonezów, wespół z produktami Daewoo wieszcząc nadejście lepszych czasów dla motoryzacji. Szczególnie polecam ze względu na potężną dawkę humoru!
2. Tuning routera w stanie wskazującym
Czasy, gdy sprzęt komputerowy kręcił mnie i uszczęśliwiał bezpowrotnie odeszły do przeszłości. Teraz ta technologia stanowi jedynie narzędzie: aby napisać, opublikować, przeczytać, obejrzeć, posłuchać, czasem w coś zagrać. Dawniej lubiłem naprawiać swoje urządzenia, dzisiaj kategorycznie wymagam od nich bezawaryjnego i sprawnego działania, zgodnie z ich przeznaczeniem. Domyślacie się więc, jak bardzo poirytowała mnie konieczność ingerencji w router wifi. A może raczej: jak bardzo poirytowałaby mnie, gdybym zapobiegawczo nie walnął sobie uprzednio kilku „głębszych”. O tym wszystkim sobie przeczytacie.
3. Tramwajowy ekshibicjonista nie znał żadnych granic
Czy naprawdę muszę coś dodawać?
4. Buster na porodówce
Taaak. Komedia to mało powiedziane. O ile kiedyś chciałem zostać lekarzem, to ginekologia zawsze leżała na przeciwnym biegunie względem moich preferencji. I wciąż nie przestaję się zastanawiać, w jaki sposób lekarze tej specjalności mogą udanie realizować swoje życie intymne, gdy w pracy poddani są konieczności nieustannego oglądania tylu kobiecych przedsionków i wnętrz? Nie wiem, muszę chyba dorwać jakiegoś ginekologa, celem przeprowadzenia dyskretnego wywiadu. A na porodówce znalazłem się po części przypadkowo, ale poczyniłem całe mnóstwo obserwacji. Boki zrywać, zapraszam!
5. Zawód: ksiądz wikariusz
Niezłe ancymony z tych księży, mówię Wam! Ponieważ mam w swojej rodzinie proboszcza, którego odwiedzam od wielu, wielu lat, niejedno widziałem, niejedno słyszałem. W tekście o wikariuszach sporo jest o seksie,… i o seksie. Wszak niemało czasu na tej czynności wielu z nich spędza.
Kto jest bez winy… I tak dalej.
A tak w ogóle, to wszystkiego dobrego w nowym roku, dla wszystkich moich Czytelników i Waszych Najbliższych: abyście w nadchodzącym czasie cieszyli się sukcesami w samorealizacji, obficie czerpali ze źródeł miłości i krynicy szczęścia, zawsze pozostając w dobrym humorze i w pełni sił napędowych!
Życzy Buster